Depresje, histerie, zespoły lękowe. Czy wszystkich nas przeraża to samo?

Choroby i zaburzenia psychiczne występują w każdym zakątku świata, w każdej kulturze. Temat jest niezwykle istotny, ponieważ kłopot ten w najróżniejszy sposób może dotknąć nas samych – chociażby poprzez pojawienie się w naszym otoczeniu osoby z problemem o podłożu psychologicznym. Warto wtedy, przynajmniej w zarysie wiedzieć na czym takie zaburzenia polegają. Nie ukrywam, że przedstawiona tematyka jest szalenie interesująca również z mojego, subiektywnego punktu widzenia. Fascynujące jest bowiem to, jak niewiele trzeba, by zasłużyć na miano „nienormalnego”. Słusznie zauważył Witold Gombrowicz, iż normalność jest linoskoczkiem nad przepaścią anormalności.
Mimo, iż zaburzenia psychiczne kojarzą nam się z klasyczną procedurą medyczną jaką jest badanie, diagnoza i leczenie, to jednak do dolegliwości takich nie da się zastosować w pełni uniwersalnej klasyfikacji. O ile anatomia człowieka jest względnie taka sama, niezależnie od położenia geograficznego miejsca, w którym żyje, o tyle funkcjonowanie psychiczne uzależnione jest w dużej mierze od wpływu danej kultury. Nie można depresji, histerii czy zespołów lękowych, występujących w różnych kulturach, „zapakować w gips” tak, jak dałoby się to zrobić ze złamaną nogą zarówno Europejczyków, Afrykańczyków, Azjatów, jak i Eskimosów ( chcąc zachować poprawność polityczną – Inuitów). To kultura jest katalizatorem dla powstawania zaburzeń na tle psychicznym. I tę właśnie tezę zamierzam w niniejszym artykule udowodnić. Często zupełnie nie zdajemy sobie sprawy, z tego jak wielki wpływ ma na nas kultura, naiwnie myśląc, że każdy z nas jest zupełną indywidualnością nie poddającą się żadnym wpływom. Dowiodę jak dalece błędne jest takie przekonanie.

Depresje, histerie, zespoły lękowe. Czy wszystkich nas przeraża to samo?
Depresje, histerie, zespoły lękowe. Czy wszystkich nas przeraża to samo?

Nim przejdziemy do ciekawych, przykuwających uwagę, praktycznych przykładów na poparcie mojego twierdzenia, nieodzownym elementem wydaje się przebrnięcie przez, być może nieco mniej porywającą – za to krótką i możliwie zwięzłą – część teoretyczną.

Sam fakt powstania odrębnej dziedziny naukowej zajmującej się problematyką wpływu kultury na zaburzenia psychiczne jest niezwykle silnym argumentem na poparcie mojej tezy. Już średniowieczni misjonarze i podróżnicy w swych opisach i przekazach dotyczących zaburzeń psychicznych stworzyli podwaliny pod powstanie tak zwanej psychiatrii kulturowej, która „stanowi dziedzinę psychiatrii społecznej, a przedmiotem jej zainteresowania jest zagadnienie epidemiologii, etiologii, patogenezy, symptomatologii i leczenia zaburzeń psychicznych w zależności od określonych kultur i warunków środowiska.” (A. Jakubiak, Kultura a zaburzenia psychiczne, UKSW, 2002, s. 134.)
Co więcej, pojęcia normy i patologii psychicznej nie można rozpatrywać bez uprzedniego wzięcia pod uwagę relatywizmu kulturowego. Istnieje zgoda co do tego, że zaburzenia psychiczne występują we wszystkich kręgach kulturowych. Jeśli jednak chodzi o określenie, co zakwalifikowane będzie jako normalne, a co uznane zostanie patologię, to występują znaczne rozbieżności między poszczególnymi kulturami. To kolejny argument, który uwydatnia, iż zaburzenia na tle psychicznym są nie tylko powodowane, ale również i diagnozowane, w oparciu o konkretną kulturę.

Dla poparcia mojej tezy pozwolę sobie przywołać również szereg konkretnych uwarunkowań kulturowych wpływających na liczbę zachorowań. Będą to między innymi: możliwość powstania specyficznych, unikatowych zespołów zaburzeń psychicznych, wpływanie poprzez określone sankcje społeczne (nagradzanie lub karanie) na potencjalną możliwość zachorowań, ukształtowanie pewnych typów osobowości bardziej podatnych na zaburzenia psychiczne, działanie czynnika wyzwalającego zaburzenia, utrwalanie zaburzeń przez powierzanie prestiżowych ról społecznych osobom chorym psychicznie, np. ról szamana, uzdrowiciela, kapłana, guru, stwarzanie warunków sprzyjających powstawaniu zaburzeń (np. szybkie przemiany kulturowe, migracja), wpływ na rozpowszechnienie i przestrzenne rozmieszczenie zaburzeń psychicznych np. odmienne modele instytucji małżeńskich, tabu klanowe, wzorce żywienia i higieny. (Tamże, s. 135.) Ośmielam się twierdzić, że gdyby nie działanie wszystkich tych kulturowych uwarunkowań, uniknęlibyśmy większości przypadków zaburzeń psychicznych.

Jeżeli powyższe umotywowanie mojej tezy nadal pozostawia kogokolwiek w niepewności co do jej trafności, pozwolę sobie na użycie w tym momencie argumentu koronnego. Otóż literatura obfituje w przykłady i opisy licznych zaburzeń na tle psychicznym, które są swoiste i unikatowe dla danych kręgów kulturowych. Oznacza to tyle, że są to choroby występujące w danym miejscu świata, tylko w tym miejscu. Wniosek nasuwa się sam. Konkretne miejsce – konkretna kultura – konkretne schorzenie. By nie pozostać gołosłowną przejdę teraz do opisu przykładów takich specyficznych zaburzeń występujących w poszczególnych kulturach.

Porównanie chorób występujących w różnych kulturach zacznę od depresji. Słownik PWN opisuje ją jako „termin wieloznaczny oznaczający w psychiatrii: podstawowy objaw zespołu depresyjnego, to jest: depresyjny nastrój, sam zespół depresyjny oraz zaburzenia (choroby) przejawiające się objawami depresyjnymi. Częste jest też współwystępowanie charakterystycznych objawów somatycznych (między innymi: skrócenie snu, obniżenie łaknienia i libido, spadek masy ciała). Do przykładów typowo kulturowych zespołów depresyjnych należą: hiwa-itck, tawatl ye sni oraz windigo.

Pierwszy z przypadków to tak zwany „zespół złamanego serca” występujący u Indian z plemienia Mohikanów. Jak można się domyśleć dotyczy on osób dotkniętych miłosnym niepowodzeniem, zwykle są to starsi mężczyźni porzuceni przez młode żony. Mimo, iż przypadki takie zdarzają się na całym świecie to jednak zdaje się, iż tylko Indianie z plemienia Mohikanów wpadli na genialny pomysł uskuteczniania żałoby po nieudanym związku, co znajduje wyraz między innymi w malowaniu twarzy na czarno i izolowaniu się od reszty ludności. O ile sprawa kończyłaby się na niekonwencjonalnym makijażu, hiwa-itck można byłoby uznać za zupełnie niegroźne odchylenie. Biorąc jednak pod uwagę zaburzenia snu, lęk przed innymi, utratę apetytu, wahania nastrojów czy próby samobójcze towarzyszące temu schorzeniu, tak łagodne jego określanie byłoby chyba zupełnie nie na miejscu.

Tawatl ye sni jest natomiast zaburzeniem występującym wśród Indian Siuksów w Ameryce Północnej. Nazywany jest „zespołem całkowitego zniechęcenia”. Podstawowe symptomy to pesymizm w każdym możliwym zakresie, poczucie beznadziejności, czarnowidztwo, zero pozytywnych perspektyw na przyszłość, brak poczucia własnej wartości, obniżenie aktywności życiowej i skłonności do mistycyzmu oraz myśli samobójcze. Najciekawsze jest to, że społeczność plemienna uznaje to za całkowicie normalne. Najwyraźniej według Indian Siuksów skoro ktoś może być szczęśliwy i śmiać się z tego powodu, to równie dobrze może być smutny i w związku z tym się powiesić. Niezwykle dobitnie widać w tym przypadku, iż wszystko zależy od kultury.

Kolejny przykład zespołu depresyjnego, tym razem właściwego koczującym kanadyjskim Indianom Ojibwa, stanowi windigo. Początkowe symptomy to między innymi depresja, silne stany lękowe, tendencja do odosobnienia, biegunka, nudności i wymioty. Wydaje się, że zaburzenie to może mieć związek z tym, iż plemię tych Indian głoduje w zimę. Chory nabiera bowiem przekonania, że został trafiony jakimś czarem czy klątwą, które przemieniły go w windigo – czyli wielkiego, zimowego stwora, który zbudowany jest w części bądź w całości z lodu. Nie był on ucieleśnieniem cnót i oazą spokoju. Jak to mają w zwyczaju wszystkie potwory, tak i windigo miał co nie co za uszami. Uwidaczniało się to szczególnie mocno w zimowym okresie kiedy to nabierał wyjątkowej ochoty na ludzkie mięso. Osoby z tym zaburzeniem depresyjnym odczuwają podobno przymusową potrzebę spożywania przedstawicieli gatunku homo sapiens. Najlepszym, potencjalnym obiadem staje się w tej sytuacji znajdująca się w zasięgu ręki, inna osoba. Ludzie z zaburzeniem windigo są uważani, nie bezpodstawnie zresztą, za niebezpiecznych. Czasami podejmowane są próby leczenia przez szamana jednak pewniejszym i częściej stosowanym sposobem jest wypędzenie z plemienia. Metodą, która nie pozostawia żadnych wątpliwości co do zapewnienia bezpieczeństwa ludności jest likwidacja takiego nieobliczalnego osobnika. W 1879 roku miał nawet podobno miejsce jeden z przypadków takiego opętania przez windigo. Podczas łowieckiej wyprawy Indianin, który albo cierpiał na to zaburzenie albo po prostu taką linię obrony przyjął przed sądem, zamordował i zjadł swoją matkę, żonę, brata i sześcioro dzieci. Podczas rozprawy utrzymywał on, że wszyscy zmarli z głodu. Oczywiście dziwny wydał się fakt, iż dziewięcioro osób umiera z głodu podczas gdy on jeden wraca syty i szczęśliwy z wyprawy. Tuż przed wykonaniem wyroku, mając widocznie nadzieję, że jeszcze coś ugra, powiedział księdzu, iż spotkał windigo, który go opętał i to właśnie za jego sprawą zamordował i zjadł swoją rodzinę. Ponadto twierdził, iż przyznał się tak późno, ponieważ windigo odwiedzał go w więzieniu i zmuszał go do składania fałszywych zeznań. Wydaje się, iż historię tę opatrzyć można jedynie komentarzem o niezwykłej pojemności indiańskich żołądków i zdumiewających wręcz dojściach w policji i więziennictwie potwora windigo.
Następnym aspektem jaki poruszymy są histerie, czyli jeden z rodzajów nerwic. Tutaj również występuje wiele ciekawych przykładów kwalifikowanych jako szczególne i charakterystyczne jedynie dla określonych kultur.

Pierwszym takim przykładem jest negi-negi, czyli zaburzenie, które występuje na Nowej Gwinei wśród plemienia Bena. Dotyczy ono młodych mężczyzn, którzy są w żałobie po utracie bliskich osób. Mechanizm powstania tej choroby ma podłoże kulturowe, ponieważ obyczajowość tego plemienia, bardzo innowacyjnie, zabrania mężczyznom uzewnętrzniania jakichkolwiek uczuć. Negi-negi jest jedyną akceptowaną w tej kulturze formą ich ujawniania. Delikwent taki udając przez cały dzień twardziela, którego nic nie wzrusza – w nocy musi wyrównać poziom emocjonalnego napięcia, co objawia się zwykle halucynacjami i urojeniami.

Kolejny przykład histerii stanowi amok. Występuje głównie w rejonach Azji południowo – wschodniej. Zgodnie z Encyklopedią definiowany jako „zaburzenie psychiczne. Objawy to gwałtowny, najczęściej nagły, niezrozumiały, niepohamowany i zwykle nie sprowokowany niczym wybuch pobudzenia z wybitnie nasiloną agresją oraz działaniami niszczycielskimi i zabójczymi wobec przypadkowych osób, zwierząt lub przedmiotów.” Takie ataki poprzedzone są zwykle izolacją od otoczenia, lękiem i utratą kontaktu z rzeczywistością, a kończą się zazwyczaj zapadnięciem w sen. Osoby dotknięte tym schorzeniem nie zdają sobie sprawy z tego, co robią w czasie amoku, następuje amnezja tego okresu. Społeczność plemienna w strachu przed kolejnymi napadami takiej nieuzasadnionej agresji najczęściej pozbywa się problemu zabijając chorego.
Zespoły lękowe to „utrzymujące się dłużej stany emocjonalne, w których dominuje odczucie silnego zagrożenia lub zagrażającej zmiany, wywodzące się z nieznanego, niedostrzeganego źródła”. (Encyklopedia PWN) One również są determinowane kulturowo co udowodnię poniższymi przykładami.
Bardzo ciekawym lękiem jest występujący głównie w Chinach koro. Jest to „stan ostrego lęku przed śmiercią, która ma nastąpić w wyniku wciągnięcia członka w głąb brzucha. U chorego występują bowiem hipochondryczne obawy przed zanikaniem członka lub dysmorfofobiczne przekonania o jego kurczeniu się.” (A. Jakubiak, Kultura a zaburzenia psychiczne, UKSW, 2002, s. 140.) Pomysłowy naród chiński wpadł na to jak powstrzymać cofanie się członka. By nie dopuścić do tego procesu umieszczają go w specjalnych drewnianych uchwytach lub umocowują na nim ciężary. Całe szczęście, że Chińczycy są tak innowacyjni bowiem czym byłby świat bez męskich przyrodzeń.. Swoją drogą dobrze, iż chińskie brzuchy nie są na tyle silne, by wciągnąć członka wraz z obciążeniem. To dopiero byłaby katastrofa.

Shenkui to kolejny lęk występujący w Chinach. Tym razem obawa dotyczy nadmiernej utraty nasienia z powodu masturbacji lub zbyt częstych stosunków. Powoduje to bezsenność, bóle w krzyżu, niewydolność seksualną czy zawroty głowy. Analizując niektóre z lęków odnieść można wrażenie, że Chińczycy z niewiadomych powodów są nieco przewrażliwieni na punkcie swoich członków i seksualności.

Innym przykładem jest susto spotykany najczęściej wśród Indian z plemion Inków i Aimara. Obawa dotyczy tego, iż podczas snu dusza może zostać skradziona. Utracić ją można również kichając i w tym przypadku niestety chusteczka higieniczna nie jest w stanie powstrzymać tego procesu tak, jak powstrzymuje rozprzestrzenianie zarazków. W tym pozbawieniu duszy oczywiście palce maczają czarty i złe moce. Wyniszczenie fizyczne organizmu jest jednak jak najbardziej realne i tak duże, że niekiedy kończy się zejściem chorego nieszczęśnika z tego ziemskiego padołu.

Lęk kajakowy nęka natomiast Inuitów mieszkających na Grenlandii. Pojawia się podczas pływania przez dłuższy czas na pełnym morzu, w samotności i przy bezwietrznej pogodzie. Następuje wtedy wrażenie wywracania się kajaku, zaburzenia percepcji, osłupienie, zawroty głowy, parcie na mocz, duszność czy dreszcze. Na szczęście dla Inuitów napady takiego lęku zwykle są krótkotrwałe można również przerwać je uderzając wiosłem o wodę lub kajak.
Dość dziwnym stanem lękowym jest również ufufunyana powodowana sennymi koszmarami. Występuje u dziewcząt z plemienia Zulu w Afryce południowo-wschodniej, które śnią o tłumach zmarłych ludzi, powodziach czy też wężach i pawianach.
Przykłady takich zdeterminowanych kulturowo zaburzeń można mnożyć. Myślę, że nie pozostają nawet najmniejsze wątpliwości co do tego, że to kultura katalizuje rozwój wszystkich tych zaburzeń czego dowodem jest to, iż nie występują one w innych obszarach świata. Poza tym, gdyby nie normy wymyślone przecież przez ludzi, nie byłoby czegoś nie mieszczącego się w tych ramach, a więc nie byłoby anormalności – czyli zaburzeń psychicznych. Myślę, że idealnym podsumowaniem powyższych rozważań będzie stare przysłowie „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”. To co dla jednych wydaje się całkiem realne i prawdopodobne, innym zda się herezją. Określenie tego co jest normalne zawsze będzie odczuciem subiektywnym. Popieram więc, i z całą mocą podtrzymuję początkową tezę, iż to kultura jest katalizatorem dla powstawania zaburzeń na tle psychicznym.

Oceń artykuł
Scroll to Top